Mediateka > Teatr

Piekło – Niebo

Teatr Narodowy, reżyseria: Jakub Krofta
Sztuka Marii Wojtyszko „Piekło – Niebo” to wzruszająca, a zarazem pełna ciepła i humoru, opowieść o stracie, która przychodzi nagle i nie pyta, czy jesteśmy na nią gotowi. Choć spektakl skierowany jest do młodszej widowni, jego echo rozbrzmiewa głęboko również w dorosłych sercach, dotykając miejsc, o których istnieniu czasem wolimy zapomnieć. Bo czy na śmierć można się w ogóle przygotować? Może to lekcja na całe życie – nauczyć się akceptować własną śmiertelność. Bo tu nie ma „wyjątków”, jak przypomina Bóg w spektaklu.
Główną bohaterką jest Jola – didżejka i samotna mama, której życie urywa się w jednej chwili. Zostawia na ziemi siedmioletniego syna, Tadzia, który z dnia na dzień traci swój bezpieczny świat. Ona sama trafia w zawieszenie między światami – piekłem i niebem – rozdarta między tym, co było, a tym, co nieuchronnie nadchodzi. Chciałaby wrócić, jeszcze raz przytulić syna, powiedzieć mu, że wszystko będzie dobrze. Ale czy można oszukać śmierć? Czy można liczyć na cud?
Spektakl zanurza nas w istotę straty – pustkę, którą trudno wypełnić, bezgraniczną tęsknotę, która staje się codziennym towarzyszem. W tej metafizycznej podróży Jola spotyka innych zagubionych – nieśmiałego diabła Osmółkę, Diablicę Manię uwięzioną w cieniu własnych błędów. Każde z nich zmaga się z przeszłością, próbując nadać jej sens. „A gdybym zrobił/a inaczej?” – to pytanie wraca do nich nieustannie. Żałoba staje się tu nie tylko bólem, ale i przestrzenią, w której można nauczyć się siebie na nowo. Scenografia i efekty wizualne stworzyły świat na granicy jawy i snu – pełen barw, światła i muzyki, która pulsowała życiem nawet wtedy, gdy mówiła o śmierci. Humor splata się tu z melancholią, bo przecież tak właśnie wygląda pamięć – czasem rozdzierająca, czasem ciepła, a niekiedy zaskakująco zabawna. I ja też, oglądając spektakl, płakałam i się śmiałam. Pan obok mnie również. Słowa Joli o tym, że „ten, kto tylko rozpacza, sam się karze” – być może są puentą żałoby. Bo ona płynie wartką rzeką, czasem wzburzoną, czasem spokojną. Ale płynie (w spektaklu bardziej biegnie), a nie stoi w miejscu. To kluczowe w przeżywaniu każdej straty – to proces, w którym nie wolno utknąć w zawieszeniu, jak Jola. Dla mnie najmocniejszy był moment odpuszczenia. A może raczej zgody na to, co nieuniknione? Chwila, w której Jola wreszcie pozwala sobie odejść. Bo wszystko ma swój kres – i życie, i żałoba. Tadzio też znajduje swoją drogę. A w tym wszystkim jest coś uwalniającego, coś, co przynosi ulgę.
To spektakl, który nie daje łatwych odpowiedzi, ale pozwala oswoić to, co niewypowiedziane. Dla tych, którzy doświadczyli straty, staje się czułym przypomnieniem, że miłość nie kończy się wraz z odejściem. Że sami możemy budować mosty wspomnień, dzięki którym ci, których straciliśmy, żyją w nas. Dla wszystkich innych – otwartą przestrzenią do rozmowy, zadawania pytań i oswajania lęków. „Piekło – Niebo” to wzruszająca, pełna empatii opowieść o tym, że choć nie sposób uniknąć rozłąki ani śmierci, zawsze można odnaleźć bliskość – nawet po drugiej stronie. I piekła, i nieba.
To spektakl, który warto zobaczyć – niezależnie od wieku czy doświadczeń. Porusza, daje do myślenia i zostaje w sercu na długo. Polecam każdemu, kto chce spojrzeć na stratę i żałobę z nowej perspektywy – czułej, mądrej, pełnej nadziei i czasem także uśmiechu.
Autorka recenzji: Monika Dzianachowska, wolontariuszka i konsultantka Telefonu wsparcia dla osób w żałobie 800 108 108
Link do strony Teatru Narodowego: LINK