
„Prawdziwy ból” – film o żałobie, która nie mieści się w schematach
Czy można opłakiwać kogoś, nie uroniwszy ani jednej łzy? Czy można przeżywać stratę i jednocześnie się śmiać? Jesse Eisenberg w swoim nowym filmie „Prawdziwy ból” bada te pytania z czułością i błyskotliwą ironią, budując opowieść o dwóch mężczyznach, którzy muszą zmierzyć się ze stratą – choć żaden z nich nie wie, jak to zrobić.
David i Benji, kuzyni, a momentami niemal obcy sobie ludzie, wyruszają w podróż do Polski, by uczcić pamięć zmarłej babci. To jednak nie jest sentymentalna podróż w stylu rodzinnych sag. To raczej chaotyczna, pełna tarć i nieporozumień próba uporządkowania emocji, które nie dają się tak łatwo zamknąć w ramach. Eisenberg, balansując na granicy komedii i dramatu, tworzy film, który pokazuje, że żałoba nie jest jedną, gotową narracją.
Ból, który mówi różnymi językami
David i Benji reprezentują dwa skrajnie różne sposoby radzenia sobie ze stratą.
David – logiczny, systematyczny – chce znaleźć dla wszystkiego miejsce. Wierzy, że jeśli stworzy rytuał, nada śmierci sens, ból stanie się czymś, co da się oswoić. Benji – nieprzewidywalny, pozornie lekceważący – odrzuca jakiekolwiek formy celebrowania żałoby. Jego humor jest pancerzem, za którym kryje się zagubienie.
Film pokazuje, że nie ma jednego właściwego sposobu na przeżywanie straty. Jedni szukają porządku, inni zaprzeczają rzeczywistości, jeszcze inni dryfują gdzieś pomiędzy. Czasem ból jest milczeniem, czasem śmiechem, a czasem niezdarną próbą ucieczki przed czymś, co i tak nas dogoni.
Humor w cieniu straty
Czy w opowieści o śmierci jest miejsce na śmiech? Eisenberg mówi: tak, i to nie jako wybór, ale jako konieczność. Humor w „Prawdziwym bólu” nie jest tylko wentylem bezpieczeństwa – on jest częścią samego procesu żałoby.
Bohaterowie rozbrajają napięcie w absurdalnych sytuacjach, ich żarty są czasem nie na miejscu, ale w tym wszystkim kryje się głęboka prawda. Nie da się przeżywać straty tylko w powadze – życie to plątanina emocji, które istnieją jednocześnie.
Największą siłą filmu jest jego naturalność – żadne z tych emocji nie jest „udawana” czy wymuszona. Ludzie w obliczu straty bywają dziwni, niekonsekwentni, czasem nawet śmieszni. I to właśnie czyni tę historię tak bardzo prawdziwą.
Obecność, która nie wymaga słów
Film nie stawia bohaterów przed wielkimi momentami przemiany. Nie ma tu jednej wielkiej konkluzji, po której wszystko staje się jasne i przepracowane. Jest jednak coś ważniejszego – obecność.
David i Benji nie dochodzą do wspólnych wniosków, ale na końcu tej podróży są obok siebie – nie dlatego, że się w pełni rozumieją, ale dlatego, że są. A czasem to jedyne, czego człowiek w żałobie potrzebuje.
Dla kogo jest ten film?
✔ Dla tych, którzy nie odnajdują się w typowych narracjach o stracie – i dobrze się z tym czują albo zupełnie nie.
✔ Dla tych, którzy czują, że ich sposób przeżywania żałoby jest inny niż „powinien” być.
✔ Dla tych, którzy nie boją się śmiać w trudnych momentach – i dla tych, którzy wciąż uczą się, że mogą to robić.
„Prawdziwy ból” nie próbuje powiedzieć, jak radzić sobie ze stratą. Nie podsuwa gotowych recept, nie ocenia, nie koryguje emocji. Jest filmem o tym, że żadna żałoba nie jest taka sama, ale żadna nie powinna być przeżywana w samotności.
Bo czasem nie trzeba nic mówić. Wystarczy być.
Autorka recenzji: Monika Dzianachowska, konsultantka telefonu wsparcia 800 108 108