Kiedy choruje nasz bliski, to jest to jeden z najtrudniejszych momentów w życiu. Od momentu diagnozy do momentu ewentualnej śmierci świat staje do góry nogami. Choremu, rodzinie, znajomym. Na samym początku pojawia się szok. Nie możemy zrozumieć, jak i co w ogóle się stało. Może zdarzyć się tak, że nie chcemy tej informacji przyjąć za nic na świecie do świadomości. Bo to nie może być prawda. Nie nasz bliski, nie my…

Elizabeth Kubler-Ross, wybitna amerykańska psychiatra, przeprowadzała rozmowy z osobami śmiertelnie chorymi i zauważyła, że zazwyczaj stany, które pojawiają się u chorych, ale też bliskich, to: zaprzeczenie i izolacja, gniew, targowanie się, depresja i pogodzenie się. Każdy z nas przeżywa jednak proces chorowania na swój własny, indywidualny i niepowtarzalny sposób. Każdemu z nas pomóc może coś innego. Wszystko zależy od tego, jakie mamy wsparcie społeczne, jakie są nasze wcześniejsze doświadczenia życiowe, jak sobie do tej pory radziliśmy w trudnych sytuacjach oraz to, ile czasu nam zostało.

Wspólnym bywa jednak ból. Jak pisze Agnes Ledig, „cierpimy indywidualnie i zbiorowo. Cierpimy z powodu własnego smutku i widząc smutek innych.Cierpimy podwójnie”. Jeśli mówimy o cierpieniu, to rozgrywa się ono na dwóch płaszczyznach – fizycznej i psychicznej (emocjonalnej). Cierpienie fizyczne pojawia się jako następstwo choroby. Warto pamiętać, że im bardziej dotkliwy ból, tym większe ryzyko depresji i innych powikłań. Dlatego można zwrócić się o pomoc do ośrodka, który ma certyfikat „Szpital bez bólu” – jest to certyfikat, który gwarantuje, że w danym ośrodku pracują specjaliści – lekarze i pielęgniarki, którzy wiedzą, jak pytać o ból, pomagać w ocenie jego natężenia i jak go uśmierzyć. Pomocy poza poradniami leczenia bólu można szukać także w poradniach medycyny paliatywnej (jest ich w kraju 138) oraz w ośrodkach medycyny paliatywnej (czyli hospicjach). Im wcześniej się pacjent zgłosi do poradni leczenia bólu, tym lepiej. Ograniczy w ten sposób ryzyko, że ból utrwali się w jego układzie nerwowym.

Cierpienie psychiczne (emocjonalne) dotyczy wszystkich – zarówno chorego, jak i jego bliskich. Każda z osób na swój sposób mierzy się z perspektywą choroby. Konfrontuje się z kruchością życia. I to jest trudne, ponieważ wiąże się z poczuciem braku kontroli i bezradności. Zdarza się, że chory i rodzina nie chcą lub nie potrafią zaakceptować diagnozy. Wtedy starają się ze wszystkich sił nie dopuszczać do siebie myśli o tym, co ich czeka, szukają nowych sposobów na wyleczenie lub udają, że nie ma tematu. Może być tak, że chory czy ktoś z bliskich do końca nie chce rozmawiać o chorobie, nie chce wiedzieć, co się dzieje czy zmienia. I ma do tego prawo!  W moim poczuciu może być ważna rozmowa, podzielenie się swoimi emocjami, lękami dotyczącymi tego, co jest tu i teraz, ale również przyszłości. Jeśli nie ma takiej możliwości, żeby porozmawiać z rodziną, to można sobie wybrać inną zaufaną osobę – przyjaciela, znajomego czy psychoonkologa. Osoby, które miały możliwość doświadczyć takiej rozmowy często mówią, że w jakimś sensie pojawiła się w nich ulga – tak jakby się otworzyły jakieś sekretne drzwi. Drzwi prowadzące do zaakceptowania rzeczywistości. Rozmowa może dać również szansę na uporządkowanie spraw, którymi chory chciałby się zająć jeszcze przed swoją ewentualną śmiercią. Jak powiedział brat Roger Schütz, założyciel wspólnoty z Taizé: „Zgoda na własną śmierć pozwala odnaleźć główny nurt w życiu”.

Tym, co w moim poczuciu często jest jedną z najważniejszych spraw w chorobie, jest nadzieja!
Nie widać jej, nie można jej dotknąć, a często to właśnie ona jest tym czymś, co pomaga choremu i rodzinie przetrwać kolejny dzień, tydzień, miesiąc. Nadzieja może mieć wiele postaci. Nawet ci najbardziej pogodzeni z losem wierzą, że być może pojawi się lek, który pomoże. Ale może to być również nadzieja na to, że to wszystko okaże się tylko złym koszmarem, że zdąży się spełnić jakieś marzenie, że rodzina się pogodzi, że będzie się w stanie samemu wykonać różne rzeczy, itd.
Chory lub rodzina mogą stracić nadzieję. Zdarza się, że jej braknie na przykład w okresie depresji. Ważne wtedy jest, by po prostu być obok, towarzyszyć, dać prawo i uznać wszystkie emocje, które się pojawią. Ale można również „pożyczyć” swoją własną nadzieję osobie chorej. Albo zapewnić, że skoro ona jej na ten moment nie ma, to my (osoby z boku) będziemy ją mieli za nią. Z pozoru może się to wydawać niezrozumiałe, natomiast daje siłę i wsparcie. Poczucie, że chory nie jest sam.

Jeśli chcieliby Państwo porozmawiać czy otrzymać wsparcie, to w naszej Fundacji mogą Państwo skorzystać z konsultacji, rozmowy z psychoonkologiem.
Zapraszamy do kontaktu pod nr. 502 511 138, mail: info@naglesami.org.pl.