„Czasami myślę, że jestem najbardziej samotnym człowiekiem ze wszystkich, którzy kiedykolwiek istnieli. (…) nie ma to nic wspólnego z obecnością innych; w istocie nienawidzę tych innych, którzy ograbiają mnie z mojej samotności, a zarazem nie oferują mi prawdziwego towarzystwa.”
Irvin D. Yalom, Kiedy Nietzsche szlochał, Instytut Psychologii Zdrowia PTP, Warszawa 2005, s. 289.
Choć ten cytat może dotyczyć wielu różnych życiowych doświadczeń, kiedy czytam go kolejny raz, na myśl przychodzi mi słowo „żałoba”.
Tracąc ukochaną osobę, wielu z nas doświadcza szczególnego rodzaju samotności, w której przeżycia są tak trudne, intensywne i tak bardzo osobiste, że nie chcemy – a może nie możemy? – pokazać ich światu.
Zresztą „świat” wówczas może wydawać nam się obcy, nieznany, zagrażający. Nierzadko stawia przed nami wymagania, które oddalają nas od przeżywania. Odwrócenie uwagi, zaangażowanie w różne czynności i zadania może przynosić ulgę, ale z drugiej strony, istnieje ryzyko, że wzmacniani komunikatami o naszej „nadludzkiej sile” („świat” prawdopodobnie chętnie przyjmie nasze nawet nadmiarowe zaangażowanie w obowiązki), będziemy starali się zagłuszać emocje związane ze stratą. Tym samym możemy pozbawić się szansy przeżycia być może najtrudniejszego – ale zarazem niezwykle ważnego doświadczenia żałoby. Wyobrażam sobie, że wtedy pośród innych stale uśmiechniętych i wiecznie zajętych ludzi można być „najbardziej samotnym człowiekiem ze wszystkich, którzy kiedykolwiek istnieli.”
Samotność, wyobcowanie, izolacja mogą towarzyszyć nam również wtedy, kiedy będąc w rozpaczy, głębokim smutku, lęku czy złości usłyszymy słowa dyskredytujące lub umniejszające nasz sposób przeżywania. Zdarza się, że bliscy próbują narzucić swój punkt widzenia i za wszelką cenę poprawić (a może „naprawić”?) nastrój osoby, która przechodzi przez żałobę. Niestety, takie starania często okazują się daremne. Słowa pocieszenia są nierzadko tak dalekie od rzeczywistego doświadczenia i tego, co dzieje się tu i teraz, że trudno jest mówić nie tylko o wsparciu, ale nawet o prawdziwym spotkaniu. To trudne dla obu stron. Z perspektywy osoby po stracie na myśl przychodzi fragment: „ograbiają mnie z mojej samotności, a zarazem nie oferują mi prawdziwego towarzystwa.” Jednocześnie, bliscy sami siebie skazują na porażkę i frustracje, zakładając, że są w stanie wypowiedzieć słowa, które zmienią trudną sytuację i „naprawią” nastrój drugiego człowieka.
Z drugiej strony, mam poczucie, że nawet „krzywe”, nietrafione zdania wypowiedziane w dobrej intencji, są po stokroć lepsze od dotkliwej ciszy, która często zapada wokół osób w żałobie. Samotność po stracie, potęgowana opuszczeniem przez otoczenie może stać się nie do zniesienia. Stąd moja gorąca prośba – kontaktujmy się z osobami, które straciły swoich bliskich. Nie bójmy się. Odwiedzajmy je, dzwońmy, proponujmy wsparcie – takie, jakie jesteśmy w stanie zaofiarować. Pamiętajmy, że są miejsca, w których zarówno osoby po stracie, jak i ci, którzy im towarzyszą mogą uzyskać profesjonalną pomoc. Starajmy się zauważać osoby w żałobie – w rodzinie, wśród przyjaciół i znajomych. Dostrzegać, uznawać ich przeżycia i potrzeby. Uważnie im towarzyszyć. Parafrazując znane słowa, w żałobie jest trudniej niż nam się wydaje. Bądźmy więc blisko siebie.
Psycholog, psychoterapeutka, absolwentka Wydziału Psychologii Uniwersytetu Warszawskiego oraz Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie. Obecnie w trakcie szkolenia w Szkole Psychoterapii Ośrodka Pomocy i Edukacji Psychologicznej INTRA rekomendowanej przez Polskie Towarzystwo Psychologiczne. W Fundacji prowadzi m.in. konsultacje psychologiczne oraz psychoterapię indywidualną.